Info
xywa Polsson
miasto Toruń
przejechał 37043.23 km
w terenie 5654.50 km (15.26%)
jadąc średnio 21.94 km/h
przesiedział 70d 08h 03m
ponad 100 km 71 razy
max rocznie 7083 km (2012)
max miesięcznie 2165 km (lipiec 2011)
max dziennie 338 km (sierpień 2011)
max chwilowo 69.8 km/h (Przełęcz Stožecké Sedlo, lipiec 2010)
najwyżej 1670 m n.p.m. (Sliezsky Dom, lipiec 2012)
Więcej o mnie.
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2014, Listopad2 - 1
- 2014, Październik1 - 0
- 2014, Styczeń1 - 1
- 2013, Listopad2 - 0
- 2013, Październik2 - 0
- 2013, Wrzesień5 - 0
- 2013, Sierpień8 - 2
- 2013, Lipiec10 - 4
- 2013, Czerwiec5 - 0
- 2013, Maj9 - 6
- 2013, Kwiecień7 - 5
- 2013, Marzec5 - 3
- 2013, Luty12 - 5
- 2013, Styczeń6 - 6
- 2012, Grudzień5 - 0
- 2012, Listopad10 - 3
- 2012, Październik16 - 6
- 2012, Wrzesień11 - 3
- 2012, Sierpień11 - 3
- 2012, Lipiec20 - 6
- 2012, Czerwiec9 - 3
- 2012, Maj13 - 0
- 2012, Kwiecień7 - 1
- 2012, Marzec14 - 0
- 2012, Styczeń2 - 0
- 2011, Listopad3 - 0
- 2011, Wrzesień3 - 5
- 2011, Sierpień2 - 2
- 2011, Lipiec20 - 0
- 2011, Czerwiec5 - 5
- 2011, Maj11 - 31
- 2011, Kwiecień9 - 5
- 2011, Marzec12 - 5
- 2011, Luty7 - 4
- 2011, Styczeń1 - 0
- 2010, Grudzień1 - 0
- 2010, Listopad1 - 0
- 2010, Wrzesień8 - 0
- 2010, Sierpień8 - 2
- 2010, Lipiec11 - 1
- 2010, Czerwiec10 - 1
- 2010, Maj2 - 0
- 2010, Kwiecień7 - 2
- 2010, Marzec10 - 1
- 2010, Luty1 - 0
- 2010, Styczeń6 - 2
- 2009, Grudzień5 - 1
- 2009, Listopad8 - 0
- 2009, Październik7 - 1
- 2009, Wrzesień13 - 1
- 2009, Sierpień14 - 18
- 2009, Lipiec16 - 6
- 2009, Czerwiec14 - 0
- 2009, Maj12 - 0
- 2009, Kwiecień19 - 16
- 2009, Marzec12 - 6
- 2009, Luty12 - 4
- 2009, Styczeń11 - 4
- 2008, Grudzień7 - 2
- 2008, Listopad9 - 5
- 2008, Październik10 - 7
- 2008, Wrzesień13 - 4
- 2008, Sierpień14 - 5
- 2008, Lipiec22 - 11
- 2008, Czerwiec16 - 3
- 2008, Maj17 - 6
- 2008, Kwiecień12 - 14
- 2008, Marzec16 - 13
- 2008, Luty14 - 14
- 2008, Styczeń13 - 24
- 2007, Grudzień10 - 11
- 2007, Listopad12 - 9
- 2007, Październik10 - 2
- 2007, Wrzesień9 - 6
- 2007, Sierpień14 - 9
- 2007, Lipiec16 - 6
- 2007, Czerwiec13 - 4
- 2007, Maj11 - 0
- 2007, Kwiecień10 - 1
- 2007, Marzec7 - 2
- 2007, Luty1 - 0
Wpisy archiwalne w kategorii
sakwy
Dystans całkowity: | 4653.73 km (w terenie 250.00 km; 5.37%) |
Czas w ruchu: | 223:51 |
Średnia prędkość: | 20.79 km/h |
Maksymalna prędkość: | 68.20 km/h |
Suma podjazdów: | 520 m |
Liczba aktywności: | 50 |
Średnio na aktywność: | 93.07 km i 4h 28m |
Więcej statystyk |
- DST 118.82km
- Teren 10.00km
- Czas 05:22
- VAVG 22.14km/h
- VMAX 46.20km/h
- Temperatura 10.0°C
- Sprzęt Kross Hexagon v3 (2006)
- Aktywność Jazda na rowerze
Bydgoszcz cz. 2
Piątek, 6 kwietnia 2012 • dodano: 07.04.2012 | Komentarze 0
Podobnie jak dnia poprzedniego wyruszyć nie udało się zbyt szybko. Plany zweryfikowałem licząc tylko na zaliczenie gmin Koronowo i Świekatowo. Przebiłem się przez Myślęcińskie lasy i fajnym asfaltem przez Samociążek dotarłem do Koronowa.jezioro Lipkusz - Samociążek© polsson
Następnie jadąc bocznymi asfaltami, m. in. przez Świekatowo i Gruczno, znalazłem się na moście na Wiśle. Następnie Chełmno, walka z wiatrem, bólem tyłka i achillesa i takie tam. W końcu dotarłem do Torunia.
Wypad udany. Dałem radę wstrzelić się w względnie niezłą pogodę. Przez dwa dni wpadło ponad 250 km i cztery nowe gminy. Forma nie jest może wymarzona, ale to dopiero początek kwietnia. Poza tym nie jechałem totalnie na lekko.
Aktualna mapa gmin
- DST 137.88km
- Teren 20.00km
- Czas 06:08
- VAVG 22.48km/h
- VMAX 37.20km/h
- Temperatura 8.0°C
- Sprzęt Kross Hexagon v3 (2006)
- Aktywność Jazda na rowerze
Bydgoszcz cz. 1
Czwartek, 5 kwietnia 2012 • dodano: 06.04.2012 | Komentarze 0
W pewne niezwykle ciepłe marcowe popołudnie spojrzałem w swój kalendarz i udało mi się wypatrzyć nieco spokojniejszych dni w związku z kwietniowymi świętami Wielkiej Nocy. Wpadłem na szatański plan kilkudniowego wypadu rowerowego celem zdobywania gmin w kujawsko - pomorskiem. Minęły dwa tygodnie i... przyszły przymrozki, śniegi jakieś. Plany trza było zweryfikować. Z pomocą przyszli toruńscy przyjaciele oferujący bydgoski nocleg.Ruszyłem przez poligon
poligonowa dróżka© polsson
Widziałem kościół w Straszewie
Kościół pw. św. Marcina Biskupa w Straszewie© polsson
Zdobyłem kolejną gminę posilając się tam nieco - Zakrzewo
drugie śniadanie w Zakrzewie© polsson
Gnany wiatrem odwiedziłem kolejną nową gminę - Janikowo
jezioro Pakoskie© polsson
trzecie śniadanie nad jeziorem Pakoskim© polsson
Potem już prosto i jak najszybciej krajówką do Bydgoszczy, gdzie czekały na mnie ryż z warzywami i pyszne miodowe piwko ;) Dzięki E&T!
- DST 51.04km
- Teren 10.00km
- Czas 02:25
- VAVG 21.12km/h
- VMAX 58.60km/h
- Temperatura 15.0°C
- Sprzęt Kross Hexagon v3 (2006)
- Aktywność Jazda na rowerze
Radocyna dzień 3.
Niedziela, 15 maja 2011 • dodano: 17.05.2011 | Komentarze 3
Dzień przywitał nas chłodem i deszczem. Niestety trzeba było się ogarnąć, spakować, zjeść śniadanie i pomimo padającego deszczu ruszyć na pociąg. Początkowo chciałem jechać do Tarnowa, by znowu stuknąć stówkę, ale ekipa jechała do Grybowa, co faktycznie w obliczu zmęczenia i kiepskiej pogody było dobrym pomysłem.Tym razem jechaliśmy w małych grupkach. Pomykałem z Olkiem i Szkodnikiem. Niespełna 50 km machnęliśmy w dobrym tempie, po świetnej widokowo i podjazdowo trasce bez zbędnego zatrzymywania.
To był jednak dopiero początek podróży. Do osobówki w Grybowie jeszcze się jakoś wcisnęliśmy jednak przesiadka w Tarnowie była dużo bardziej wesoła. Podjechał niemal załadowany pociąg, na peronie kilkadziesiąt osób plus my - dwadzieścia parę głów i tyle samo rowerów. Myślałem, że nie da rady, ale jakoś udało się wcisnąć każdemu. Podróż nie była specjalnie komfortowa. Pasażerowie z ogromnym trudem wchodzili i wychodzili z pociągu, ale śmiechu było przy tym co nie miara. Następna przesiadka miała miejsce w Krakowie. Tutaj już luksus, bo był przedział rowerowy, w którym było dużo miejsca, mało ludzi toteż w trójkę z Olkiem i Szkodnikiem spokojnie się zmieściliśmy. W Łodzi czekała nas kolejna przesiadka, tym razem do drogich Tanich Linii Kolejowych, w których prym wiedli nawaleni palacze. Momentami aż mnie Olo uspokajał, bo ciśnienie mi podnosili dość mocno. Koniec końców przed pierwszą w nocy nareszcie zlądowaliśmy w Toruniu.
Radocyna Pany!
obiad w Galerii Krakowskiej© polsson
Podsumowując:
* świetna ekipa
* rewelacyjna miejscówka
* super widoki
* hiper podjazdy
* ja chcę tam znowu!
- DST 65.80km
- Teren 40.00km
- Czas 04:12
- VAVG 15.67km/h
- VMAX 65.80km/h
- Temperatura 22.0°C
- Sprzęt Kross Hexagon v3 (2006)
- Aktywność Jazda na rowerze
Radocyna dzień 2.
Sobota, 14 maja 2011 • dodano: 17.05.2011 | Komentarze 7
W nocy przebudziłem się na moment ze dwa razy z powodu nie do końca komfortowej temperatury w namiocie - w nocy był przymrozek. Pomimo tego spało się całkiem dobrze. Rano słońce świeciło coraz mocniej nagrzewając namiot toteż w kurtce, spodniach, podwójnych skarpetach i innych warstwach robiło się nieco zbyt ciepło. Czas wstawać.Na śniadanie chleb z pasztetem, pierogi ruskie, wafelki i pierniki, czyli normalne śniadanie jak co dzień. Chyba chwilę po 11stej ruszyliśmy w ponad 50 osób na mały podbój okolicy. Po raz drugi pokonywaliśmy przełęcz Małastowską (604 m n.p.m.). Podjazd z drugiej strony nieco rozczarował co odbiłem sobie podjazdem pod schronisko na Magurze Małastowskiej (740 m n.p.m.), który momentami podobno dochodził do 20% - lubimy to bardzo!
oblężenie sklepu w Zdyni© polsson
lubimy takie znaki© polsson
poginamy ze Szkodnikiem i Skoliozą© polsson
z Oleksandrem ;p© polsson
zjazd z przełęczy Małastowskiej© polsson
szutrówka pod górkę© polsson
krajobraz Beskidu Niskiego© polsson
Po pętelce większość ekipy szykowała się na obiad a ja wraz z kilkoma osobami ruszyliśmy na drugą traskę. Za przewodnika robił Michał Książkiewicz znany z rowerowej bazy podjazdów. Kręciliśmy się po Magurskim Parku Narodowym aż wreszcie po przejechaniu świetnego singielka zgubiliśmy drogę na tyle, że przez chyba godzinę prowadziliśmy rowery w bardzo błotnistym terenie. Co by nie mówić i tak było fajnie! Pierwszy raz w życiu przejeżdżałem rowerem przez brody, których naliczyłem na całej trasie z pięć. Kiedy zmierzchało dotarliśmy do Radocyny. Prysznic, suszenie butów przy ognisku no i spanie, bo rano trza wstać i uderzać na pociąg. Nie jestem w stanie odtworzyć trasy drugiej sobotniej wycieczki.
terenowa popołudniówka, czyli błotko© polsson
terenowa popołudniówka, czyli błotko (2)© polsson
terenowa popołudniówka, czyli błotko (3)© polsson
PS. W relacji wykorzystałem zdjęcia:
Van
Suchyy
Podjazdy
- DST 101.17km
- Teren 10.00km
- Czas 05:16
- VAVG 19.21km/h
- VMAX 58.60km/h
- Temperatura 18.0°C
- Sprzęt Kross Hexagon v3 (2006)
- Aktywność Jazda na rowerze
Radocyna dzień 1.
Piątek, 13 maja 2011 • dodano: 17.05.2011 | Komentarze 4
Trudno stwierdzić, kiedy piątkowy dzień się zaczął, bo granica między czwartkiem a piątkiem była dość mocno płynna, a to z tego faktu, że już o 2.40 siedzieliśmy z Olkiem w pociągu do Tarnowa skąd rowerami mieliśmy dojechać na zlot forum podróżerowerowe.info.pociągowy sen© polsson
Podróż do Katowic upłynęła nam w przejściu pomiędzy wagonami. W tzw. międzyczasie dosiadł się Szkodnik i w trójkę mordowaliśmy się w blaszanej puszcze. W Katowicach dosiedliśmy się do grupy wrocławskiej, która liczyła kilkanaście osób i wspólnie dojechaliśmy do Tarnowa skąd zwartym peletonem ruszyliśmy w kierunku Radocyny.
beskidzkie górki© polsson
Początkowo nieco kropiło, ale dość szybko wyszło słońce i jechało się naprawdę przyjemnie. Tym bardziej, że już od samego początku pojawiły się całkiem pokaźnych rozmiarów pagórki, które urozmaicały jazdę. Z czasem nasza grupa zaczęła się rozciągać i zwiększać swoją liczbę, bo po drodze dojeżdżali kolejni uczestnicy zlotu. Jazda w tyle rowerów to świetna zabawa choć nie da się ukryć, że wydłuża to nieco podróż.
żebym ja pamiętał, gdzie to było...© polsson
Końcówkę pokonywaliśmy po zmierzchu jadąc szutrówką. Na miejscu byliśmy parę minut po godzinie 22giej. Rozstawianie namiotu, prysznic, ognisko i ok. drugiej w nocy zawędrowałem do namiotu, by wreszcie położyć się spać po nieprzespanej poprzedniej nocy. Na namiocie pojawił się szron. Za ciepło nie było, ale spać się dało.
zlotowe ognisko© polsson
obozowisko w środku nocy© polsson
PS. W relacji wykorzystałem zdjęcia:
Van
Suchyy
Podjazdy
- DST 148.82km
- Teren 15.00km
- Czas 06:33
- VAVG 22.72km/h
- VMAX 57.80km/h
- Temperatura 25.0°C
- Sprzęt Kross Hexagon v3 (2006)
- Aktywność Jazda na rowerze
Operacja Częstochowa - dzień 3.
Sobota, 15 sierpnia 2009 • dodano: 17.08.2009 | Komentarze 2
Operacja Częstochowa - dzień 3.Częstochowa
Trzeciego dnia udaje nam się wstać dość szybko i już o 8.30 po wcześniejszym śniadaniu jesteśmy na trasie. Na początek zjazd podczas którego jest koszmarnie zimno. Na początek lepsze są podjazdy - człowiek może się przynajmniej rozgrzać.
Po prawie 20 km przerwa na drugie śniadanie w Widawie, by po kilkunastu minutach znów być na trasie. Zaczyna się robić coraz cieplej. Następny postój to stacja benzynowa z Kiełczygłowach. Tam również nie zawitaliśmy za długo mając w pamięci dzień poprzedni. Później Pajęczno i kolejny postój w poszukiwaniu wody.
W Pajęcznie wjeżdżamy na krajówkę trochę się jej obawiając, ale ruch jest naprawdę znikomy a wiatr nie wieje już tak mocno jak przez dwa ostatnie dni. Kilometry mijają bardzo szybko tylko robi się nieco za ciepło. Jadąc krajówką przegapiamy jeden z "naszych" zjazdów więc polujemy na następny. Skręcamy a tam zakaz wjazdu, konsternacja - co dalej? Jedziemy przecież rowerem zawsze da się przejechać. Przypomina się dzień pierwszy. Po kilkuset metrach wiemy już dlaczego samochodu tu nie jeżdżą - tak zniszczonego asfaltu nie widziałem nigdy w życiu na oczy.
Przekraczamy most na Warcie i naszym oczom ukazuje się tabliczka - Częstochowa 28 km. Ryan szaleje i ledwo co siedzę mu na kole. Następne 20 km mija w iście sprinterskim tempie i muszę się przyznać, że chwilowo mam dość jazdy. Na szczęście i tak planowaliśmy krótki postój przed samą Częstochową u jego znajomych. Krótki pobyt trwał dwie godziny, ale odżyłem dzięki tonie kanapek i prysznicowi.
Z Lubojnej wyjeżdżamy parę minut po 17-stej i po niecałych 30 min jesteśmy na Jasnej Górze. Chwilę towarzysze Ryanowi a następnie wybieram kierunek Olsztyn. Miałem przygotowaną traskę dłuższą, ale zasiedzieliśmy się w Lubojnej i niespecjalnie był już czas. Wyjazd z Częstochowy to koszmar. Wszędzie zakazy jazdy rowerów na ulicy a ciągi pieszo rowerowe są w fatalnym stanie. Po wyjeździe z Czewy pomknąłem szosą na Olsztyn. Warty zwrócenia uwagi jest fakt istnienia drogi rowerowej wzdłuż szosy na parokilometrowym odcinku. W Olsztynie spędzam niecałą godzinę i stwierdzam, że czas wracać na pociąg. Wybieram inną drogę. Jadę jakimiś lasami i rezerwatami. Podczas jednego ze zjazdów zaliczam małą glebę - na szczęście nic groźnego. Do Częstochowy wjeżdżam już po zmroku od jakiejś przemysłowej strony. Dobrze, że Jasna Góra góruje nad miastem - nie ma potrzeby szukania na mapie gdzie ja właściwie jestem. Punkt 21-wsza ląduję ponownie na Jasnej Górze. Małe zakupy i na pociąg. W pośpiechu warunki fatalne, ale ładujemy się do przedziału i idziemy spać prawie przegapiając wysiadkę w Toruniu.
Wypad udany na maxa. Podczas trzech dni wydałem zaledwie 110 zł wliczając w to 40 zł bilet na pociąg. Podziękowania należą się dzielnemu kompanowi podróży oraz ludziom dobrej woli. Szkoda tylko, że jak zdejmę z rąk rękawiczki to wydaje się jakbym nadal miał je na sobie. To jednak nic, z okularami jest tak samo...
Olsztyn
- DST 125.85km
- Teren 5.00km
- Czas 05:37
- VAVG 22.41km/h
- VMAX 42.40km/h
- Temperatura 23.0°C
- Sprzęt Kross Hexagon v3 (2006)
- Aktywność Jazda na rowerze
Operacja Częstochowa - dzień 2.
Piątek, 14 sierpnia 2009 • dodano: 17.08.2009 | Komentarze 0
Operacja Częstochowa - dzień 2.Zapolice
Mieliśmy wyjechać o 8, ale udało się to dopiero półtorej godziny później. To był dopiero początek naszych "spóźnień" na drugim etapie. Po kilkunastu kilometrach zrobiliśmy sobie niemal godzinną przerwę na drugie śniadanie wszak nic nas nie goni. Wtedy doszliśmy do wniosku, że warto zmienić trasę, aby pojechać do Chełmna n/Nerem - były obóz zagłady, miejsce pamięci. Porusza i robi wrażenie. Przez zmianę trasy poruszamy się dość ruchliwymi drogami, co nieco odbiera przyjemność z jazdy. Na dodatek wieje mocny boczno - twarzowy wiatr i słońce przypieka coraz mocniej. Stąd w Uniejowie na rynku robi przerwę. Ja czytam gazetę a Ryan zasypia na trawie w centralnym punkcie rynku stając się główną atrakcją miasteczka. Przerwa dochodzi do niemal dwóch godzin. Jednocześnie stwierdzamy, że kilometrów będzie nieco więcej niż początkowo zakładaliśmy. Nie damy rady być w Zapolicach o 17-stej. Następnie dojeżdżamy do jeziora Jeziorsko, gdzie znajduje się tama na Warcie. Potem 5 km płyt betonowych, Boysi w Brzegu, krótkie acz mega strome podjazdy pod Strońsko i jesteśmy ok 19-stej w Zapolicach. To były chyba najtrudniejsze kilometry podczas tych trzech dni. Ryan narzeka na kolano, ja piję pięć herbat i trzykrotnie przegrywam w bilard z dziesięciolatkiem.
Kościół w Grzegorzewie
Wewnątrz
Chełmno n/Nerem
Jezioro Jeziorsko i tama na Warcie
- DST 106.23km
- Teren 10.00km
- Czas 04:46
- VAVG 22.29km/h
- VMAX 59.30km/h
- Temperatura 20.0°C
- Sprzęt Kross Hexagon v3 (2006)
- Aktywność Jazda na rowerze
Operacja Częstochowa - dzień 1.
Czwartek, 13 sierpnia 2009 • dodano: 17.08.2009 | Komentarze 0
Operacja Częstochowa - dzień 1.Brdów
Kwadrans po 10-tej ruszyliśmy na trasę trzydniowego wypadu. Celem była Częstochowa a konkretniej Jasna Góra - Ryan nie poszedł na pieszą pielgrzymkę po raz pierwszy od sześciu (?) lat i nie wybaczyłby sobie, aby jednak, mimo wszystko, nie znaleźć się w tym miejscu. Dlaczego nie pojechać również?
Początek to piękny odcinek do Gniewkowa z jeszcze piękniejszą kolarką napotkaną na trasie, którą z tego miejsca gorąco pozdrawiam! Stworzony przeze mnie "gps" z nazwami wsi i najważniejszymi zmianami kierunków jazdy prowadził nas bezbłędnie do celu. Minęliśmy Radziejów, Izbicę Kujawską i ok 17.30 dotarliśmy do celu, czyli klasztoru w Brdowie, w którym mieliśmy nocleg. Pozdrawiam psa, który nie dał nam spać przez pół nocy.
Przez cały dzień goniły nas ciemne deszczowe chmury, z których spadło jednak jedynie parę kropel deszczu. Wiał bardzo mocny boczny wiatr z zachodu, który momentami pomagał a momentami zatrzymywał nas w miejscu. Trasa całkowicie płaska a całość po drogach bez praktycznie żadnego ruchu drogowego.
Odpoczynek rowerów w okolicach Rejny
Drewniany kościół w Pieraniu
- DST 51.42km
- Czas 02:31
- VAVG 20.43km/h
- Aktywność Jazda na rowerze
Trasa: Górzno - Jastrzębie
Niedziela, 28 września 2008 • dodano: 28.09.2008 | Komentarze 1
Trasa: Górzno - Jastrzębie - Cielęta - Brodnica - Czekanowo - Kamień - Jabłonowo Pomorskie.... wstać mieliśmy rano, bardzo rano. W planach było zwiedzanie okolicy i powrót do domu. Niestety Ryan zaniemógł a i pobudka się opóźniła o jakieś dwie godziny. Ryan uparł się na pociąg. Na szczęście z Brodnicy nie ma bezpośrednich, dzięki czemu pojechaliśmy na następną stację w Jabłonowie Pomorskim nie chcąc czekać bezczynnie ponad godziny na przesiadkę. Wszystko byłoby fajnie gdybyśmy wyjechali chwilę wcześnie i można było jechać przez Brodnicki Park Krajobrazowy. A tak całą drogę zmagaliśmy się z czasem, jazdą dość ruchliwymi drogami i przede wszystkim strasznym wiatrem, który wiał idealnie w twarz. Ale jak on wiał! W Jabłonowie w pociąg, wysiadka na Wschodnim i do domu.
- DST 89.31km
- Czas 04:07
- VAVG 21.69km/h
- Aktywność Jazda na rowerze
Trasa: Torun - Lubicz -
Sobota, 27 września 2008 • dodano: 28.09.2008 | Komentarze 0
Trasa: Torun - Lubicz - Brzozówka - Ciechocin - Okonin - Golub Dobrzyń - Szafarnia - Wąpielsk - Osiek - Świedziebnia - Górzno.Jakiś czas temu znajomi wpadli na dziwny pomysł wystartowania w turnieju piłkarzykowym w Górznie. Patrzyłem na to dość sceptycznie dopóki nie wymyśliłem, że można tam pojechać rowerem. Nocleg był zapewniony a poza tym do Górzna i okolicznego Górznieńsko - Lidzbarskiego Parku Krajobrazowego już od dawna chciałem jechać.
W drodze postanowił towarzyszyć mi Ryan. Nie zdążyliśmy wyjechać z Torunia ten dupek wjechał we mnie, w środek roweru pod kątem 90 stopni tak, że wylądowałem na koszu na śmieci. No bo pomyliła mu się nawigacja i myślał, że pojadę prosto a nie w lewo. Masakra. Tymbardziej, że mój nowy napęd ucierpiał. Powyginał mi trochę koronki i wszystko w pewnym miejscu falowało. Na szczęście udało się tyle, że jest wszystko w miarę prosto.
Droga upłynęła sielsko anielsko wśród nudnych rolniczych widoków. Żadnych lasów i żadnego terenu. Przede wszystkim z uwagę na fakt, że jechaliśmy w pełni załadowani. Śmiesznie się rower prowadzi. Szczególnie na zakrętach. No i trudniej go rozpędzić. Generalnie pogoda wymarzona - słonecznie, w miarę ciepło delikatny wietrzyk w plecki.
Niestety na miejscu nie miałem już czasu pojeździć wśród lasów, jezior i pagórkach. Prysznic, obiad i na turniej, na którym Ryan z Misielem zajęli trzecie miejsce dzięki czemu udało mi się zjeść darmową kolację na koszt organizatorów. Powrót grubo po północy i szybkie spanie, bo następnego dnia...