Info

avatar

xywa Polsson
miasto Toruń
przejechał 37043.23 km
w terenie 5654.50 km (15.26%)
jadąc średnio 21.94 km/h
przesiedział 70d 08h 03m
ponad 100 km 71 razy
max rocznie 7083 km (2012)
max miesięcznie 2165 km (lipiec 2011)
max dziennie 338 km (sierpień 2011)
max chwilowo 69.8 km/h (Przełęcz Stožecké Sedlo, lipiec 2010)
najwyżej 1670 m n.p.m. (Sliezsky Dom, lipiec 2012)

Więcej o mnie.

run-log.com

fotki



2014
baton rowerowy bikestats.pl
gminy
2013
button stats bikestats.pl
2012
button stats bikestats.pl
2011
button stats bikestats.pl
2010
button stats bikestats.pl
2009
button stats bikestats.pl
2008
button stats bikestats.pl
2007
button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Polsson.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

> 200

Dystans całkowity:2184.65 km (w terenie 19.00 km; 0.87%)
Czas w ruchu:97:18
Średnia prędkość:22.45 km/h
Maksymalna prędkość:68.60 km/h
Liczba aktywności:9
Średnio na aktywność:242.74 km i 10h 48m
Więcej statystyk
  • DST 214.67km
  • Teren 3.00km
  • Czas 09:36
  • VAVG 22.36km/h
  • VMAX 35.80km/h
  • Temperatura 22.0°C
  • Sprzęt Kross Hexagon v3 (2006)
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Licheń

Sobota, 24 sierpnia 2013 • dodano: 24.08.2013 | Komentarze 2

Paulina o dwójce z przodu przebąkiwała już od dłuższego czasu. Przyszedł wreszcie czas na realizację planu. Za cel obraliśmy Licheń.

Budzik na 7.00, a wyjazd 75 min później. Sierpniowe poranki chłodne, oj chłodne. Dopiero w Czerniewicach zrzucamy z siebie trochę ciuchów. Początek do jazda DK1 wzdłuż budowanej w pocie czoła autostrady. Na wysokości Otłoczyna odbijamy na Aleksandrów Kujawski, w którym wjeżdżamy na DW266. Wojewódzką dojeżdżamy aż do samego Sompolna robiąc jedną przerwę kawałek za Radziejowem. Zatrzymywać nie ma się po co - płasko, pola, wiatr w plecy, nudy ;) O profilu trasy niech śiadczy choćby moja maksymalna prędkość. Do Lichenia dojeżdżamy mając na koncie 105 km ze średnią 23 km/h.

Na miejscu podziwianie bazyliki, parku i takich tam. Oprócz tego pomidorowa i pierogi. Po 90 minutach leniuchowania ruszyliśmy w drogę powrotną. Trasę pokazuje mapa. Nadmienić warto, że asfalty w dobrym stanie, a krajobrazy ponownie mizerne. Powrót uprzykrzał nieco wiatr, szczególnie do 150 - 160 km. Im bliżej wieczora tym bardziej się uspokajał. Po zachodzie słońca momentalnie robi się bardzo zimno. Trzeba ubierać dodatkowe warstwy. Podczas powrotu również robimy jedną dłuższą przerwę - na stacji w Kruszwicy. Im bliżej Torunia tym czujemy się coraz bardziej rześcy i trzymamy konkretne tempo. Jak na dwustukilometrowy debiut Pauliny to czym jak czym, ale średnią się wstydzić nie trzeba.

W domu jesteśmy równo po 13h od wyruszenia z domu na trasę. Odpoczywaliśmy na trasie niespełna 3,5h z czego 1,5h w samym Licheniu. Świetny wypad!

Nowe gminy (6): Piotrków Kujawski, Wierzbinek, Sompolno, Ślesin, Skulsk, Jeziora Wielkie. Łącznie 503.

Mapka

Bazylika w Licheniu, czyli rowerowa pielgrzymka © polsson
Kategoria > 100, > 200


  • DST 231.91km
  • Czas 08:49
  • VAVG 26.30km/h
  • VMAX 48.40km/h
  • Temperatura 19.0°C
  • Sprzęt Kross Hexagon v3 (2006)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Na Stadion Narodowy!

Poniedziałek, 11 czerwca 2012 • dodano: 11.06.2012 | Komentarze 3

prolog

Nie pamiętam kiedy, ale Chojnowski Tomasz wylosował bilety na mecz Mistrzostw Europy. Jeden z nich postanowił mi - można tak w sumie rzec - po prostu oddać. Drugie spotkanie fazy grupowej Polacy rozegrać mieli w Warszawie. Kiedy po paru miesiącach pojawiła się kwestia transportu postanowiłem jechać rowerem. Warszawa od paru lat była niezdobytym celem, a tym razem okazja do tego nadarzała się znakomita. Zwłaszcza, że miałem gdzie spać - brat od zeszłego roku mieszka w stolicy.

cześć I, czyli Toruń - Lipno

Wyjazd planowałem najpóźniej na godzinę 9.00. Niestety wcześniejsze nieprzespane noce sprawiły, że dopiero chwilę przed tą godziną zwlokłem się z łóżka. Na śniadanie zrobiłem sporą porcję ryżu z kurczakiem i warzywami. Wyjechać udało się kilka minut po godzinie 10.00. Pierwsza część trasy wiodła DK nr 10. W głowie udało mi się ułożyć plan, który zakładał, że celem jest kolejny postój a nie sama Warszawa. W Lipnie na Orlenie melduję się kwadrans po dwunastej mając na liczniku 49 km. Kilkanaście minut przerwy wykorzystałem na kawę, hot doga i sok Tarczyn.

część II, czyli Lipno - Płock

W Lipnie odbijam na drogę wojewódzką prowadzącą do Płocka. Zmieniając kierunek jazdy wiatr zaczyna mi niesamowicie pomagać. Pomimo gorszej nawierzchni po niespełna dwóch godzinach i przejechaniu kolejnych 50 km jestem na rogatkach Płocka. Średnia przekracza 26 km/h. Jem kanapkę z dżemem oraz jogurt. Po kilkunastu minutach ruszam dalej.

część III, czyli Płock - Wyszogród

Do Płocka wjeżdżam już w godzinach szczytu. Korek na wjeździe jest niesamowity. Lawiruje między samochodami dość długi czas. W końcu udaje mi się wyjechać z miasta. Wbrew wcześniejszym planom drogę do Wyszogrodu pokonuje krajówką. Początkowo wydawało mi się to złym pomysłem z uwagi na bardzo duże natężenie tirów. Im dalej jednak od Płocka tym ruch był coraz mniejszy. Przed samym Wyszogrodem w okolicach 140 km zatrzymuje się na kolejnego hot doga. Robię też ok. dwudziestominutową przerwę.

część IV, czyli Wyszogród - Żelazowa Wola

Przekraczam most na Wiśle i zjeżdżam z krajówki chcąc przekroczyć Bzurę i wbić się na drogę wojewódzką prowadzącą do Warszawy, która biegnie równolegle do ruchliwej krajowej dwójki. Most na Bzurze jest jednak zamknięty i zjeżdżam aż do Sochaczewa, gdzie od razu trafiam na wspomnianą wcześniej drogę. Średnia wciąż imponująca. Długie odcinki pokonuje z prędkością ~30 km/h leżąc na lemondce.

część V, czyli Żelazowa Wola - Warszawa

Po krótkim odpoczynku na przystanku autobusowym ruszam na ostatnie już moje kilometry tego dnia. Szacuje, że do Warszawy wjadę ok 20.00, czyli 10h od wyjazdu z domu w Toruniu. Mylę się niewiele. Wcześniej zatrzymuję się na BP i popijając soki jem zapiekankę. Przekraczam 200 km.

część VI, czyli jazda po Warszawie

Jako, że z bratem umówiłem się dopiero na godzinę 21.30 postanawiam pojechać na Stadion Narodowy. Wcześniej jednak odwiedzam strefę kibica na Placu Defilad oraz Łazienkowską 3. Po drugiej stronie Wisły obowiązkowe fotki i jazda na Wolę na nocleg.

epilog

Następny dzień spędzam bez roweru. Najpierw warszawska starówka, a następnie Stadion Narodowy. Po meczu postanawiam wrócić z Kasą do Torunia samochodem. Po tygodniu jeżdżenia rowerem i kiepsko przesypianych nocy miałem już naprawdę spory deficyt snu. Po prostu mi się nie chciało. Ponadto z pewnych względów musiałem być w Toruniu. W każdym razie wyjazd pod względem rowerowym udał się wyśmienicie. Oby częściej wiatr tak pomagał podczas długich tras.

rowerowe Euro © polsson


Kategoria > 200, sakwy


  • DST 338.51km
  • Czas 14:56
  • VAVG 22.67km/h
  • VMAX 44.30km/h
  • Temperatura 18.0°C
  • Sprzęt Kross Hexagon v3 (2006)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Przystanek Woodstock

Czwartek, 4 sierpnia 2011 • dodano: 09.08.2011 | Komentarze 2

Dojazd na Przystanek Woodstock.

W poniedziałek, korzystając z wolnego weekendu, który miał mnie czekać, postanowiłem wybrać się na Przystanek Woodstock do Kostrzyna nad Odrą. Spojrzawszy na prognozy pogody, które przewidywały wschodni wiatr zaświeciła się lampka - a może na rowerze?
We wtorek poszukiwałem miejsca dla mojego rumaka co nie było najłatwiejszym zadaniem. Do tego doszła kwestia niedzielnego wyjazdu na żużel do Wrocławia od razu po kostrzyńskiej imprezie. Porzuciłem pomysł roweru - jadę pociągiem.
Obudziwszy się w środę stwierdziłem jednak, że nie ma poddawania się i co ma być to będzie. Jakieś miejsce dla roweru znajdę, czyli jedziemy! Niestety przygotowanie do wyjazdu zajęło mi sporo czasu i dopiero o 15.15 ruszyłem w drogę.
Pierwsze kilometry to piękna jazda w szybkim tempie. Średnia cały czas oscylowała wokół 24 km/h. Nie da się ukryć, że duża w tym zasługa wiatru, który powiewał w plecy, ale trzeba też pamiętać, że na bagażniku były sakwy, które ważyły nie mniej niż podczas ostatniej mojej trzytygodniowej wyprawy.
Pierwszy prawdziwy postój wypadł przed Damasławkiem. Na liczniku miałem 105 km, średnia prędkość zbliżała się do 25 km/h a na zegarku dopiero co wybiła godzina 20sta. Zjadłem kebaba w przydrożnym barze, chwilę odsapnąłem, ubrałem się cieplej, założyłem lampki, nieco pogadałem przez telefon i ruszyłem dalej.
Zaczęło się ściemniać, ale do Wągrowca, który był mniej więcej na 140 km, jechało się bardzo dobrze. Tam kolejny postój - tym razem na kawkę. W tak zwanym międzyczasie założyłem na uszy słuchawki i zacząłem słuchać na zmianę radia i mp3. Doszły do tego rozmowy telefoniczne z Ryanem i Kasą, które pozwoliły nieco urozmaicić trasę.
Kolejny przystanek to Czarnków na ok. 180 km. Było już po mocno północy, tempo co prawda nieco spadło, ale średnia wciąż była bardzo wysoka a ja zmęczenia większego nie odczuwałem. Wypiłem kolejną kawę, zjadłem hot - doga, posiedziałem na trawie po raz kolejny rozmawiając z chłopakami przez telefon co naprawdę pomagało podczas mojego nocnego wojażu i ruszyłem dalej.
Kolejny postój miał miejsce w Wieleniu. Było już po drugiej, a na liczniku widniało 215 km. Specjalnego zmęczenia wciąż nie czułem. Wiedziałem, że zostało mi ok. 120 km do mety. Mocno podbudowało mnie to psychicznie. Zacząłem zastanawiać się o której godzinie będę na miejscu. Ruszyłem dalej.
Z Wielenia do Drezdenka miałem ok. 30 km i wiedziałem, że jak tam dotrę to do Kostrzyna będzie już mniej jak 100 km. Niestety zaczęło mi się jechać coraz trudniej. Postanowiłem zacisnąć zęby i dojechać do Drezdenka i dopiero tam zrobić przerwę na jedzenie. Nie udało się. Zatrzymałem się chyba aż na kwadrans na jakimś przystanku autobusowym, założyłem kurtkę, posiedziałem chwilę z zamkniętymi oczami. Ruszyłem dalej.
Nadal jechało się ciężko. Wiatr już nie pomagał a rozpędzenie załadowanego roweru kosztowało mnie sporo wysiłku. Toczyłem się powoli w stronę Drezdenka coraz bardziej odczuwając zmęczenie. Doszedł do tego coraz mocniejszy ból kolan. Prędkość nierzadko spadała poniżej 20 km/h. Udało mi się jakoś doczłapać i przejechać Drezdenko jednak nic nie ulegało poprawie.
Postanowiłem rozbić namiot w lesie i spać do oporu wszak nigdzie mi się nie spieszyło a zrobienie wszystkiego za jednym zamachem nie było musem. Znalazłem miejscówkę, rozstawiłem się, zasnąłem. Po niecałych trzech kwadransach snu obudził mnie chrzęst łamanych gałęzi i dialog dwóch kobiet. Jak się później okazało zbierały grzyby. Spakowałem się i ruszyłem dalej. Dochodziła szósta rano a na liczniku miałem 245 km.
Pierwsza godzina była obiecująca. Tempo wysokie, jedna przerwa na śniadanie, kilometry uciekały. Niestety szybko pojawił się ból kolan oraz jakaś ogólna niemoc połączona z bólem głowy. Każdą, nawet najmniejszą górkę, pokonywałem z ogromnymi trudnościami często gęsto jadąc poniżej 10 km/h. Tak upłynęła mi droga do Gorzowa Wielkopolskiego z którego do mety miałem jeszcze 50 km.
Zacząłem coraz częściej robić przerwy, które jednak nie przynosiły pożądanych efektów. Wręcz przeciwnie - czułem się coraz gorzej. Postanowiłem spiąć się w sobie i jechać na maxa możliwości bez postojów byle tylko jak najszybciej skończyła się ta męczarnia. W ten sposób walcząc z bólem i zmęczeniem dowlokłem się do Witnicy, z której do mety miałem już tylko 20 km.
Ostatni etap podróży pokonałem chyba w 45 minut mijany i dopingowany przez coraz więcej woodstockowego towarzystwa. Zmęczenie gdzieś uciekło, kolana nieco się uspokoiły. Jednak byłem na tyle zmęczony, że nie chciało mi się cyknąć ani jednej fotki w Kostrzynie. Na dworzec, gdzie miałem odebrać znajomych, dojechałem o 12.30. Po terenie dworca chodziłem w kurtce pomimo tego, że większość ekipy zlana była potem od duchoty tam panującej.
Niemniej jednak - udało się! :)
Poza tym dość szybko doszedłem do siebie i poza problemami z chodzeniem pod górkę, siadaniem i wstawaniem czułem się dobrze i udało mi się bawić aż do trzeciej w nocy. Rower zostawiłem u znajomego w samochodzie.

Kategoria > 200


  • DST 206.33km
  • Czas 09:27
  • VAVG 21.83km/h
  • VMAX 53.30km/h
  • Temperatura 19.0°C
  • Sprzęt Kross Hexagon v3 (2006)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Polska Egzotyczna dzień 20. - czyli dwa dni w jeden

Niedziela, 24 lipca 2011 • dodano: 27.07.2011 | Komentarze 0



  • DST 200.58km
  • Teren 3.00km
  • Czas 09:24
  • VAVG 21.34km/h
  • VMAX 49.70km/h
  • Temperatura 23.0°C
  • Sprzęt Kross Hexagon v3 (2006)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Polska Egzotyczna dzień 1. - czyli pierwszy nocleg na dziko

Wtorek, 5 lipca 2011 • dodano: 27.07.2011 | Komentarze 0



  • DST 217.39km
  • Teren 8.00km
  • Czas 09:11
  • VAVG 23.67km/h
  • VMAX 59.00km/h
  • Temperatura 14.0°C
  • Sprzęt Kross Hexagon v3 (2006)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Arriva - sponsor sobotniej wycieczki

Sobota, 2 kwietnia 2011 • dodano: 02.04.2011 | Komentarze 0

Wszystko zaczęło się w środę, kiedy to prognozy mówiły o niemal letniej sobocie. Skuszony zapowiedziami stworzyłem traskę na ok. 180 km przez Lipno, Dobrzyń n/Wisłą, Włocławek i Aleksandrów. W międzyczasie jednak prognozy zmieniły się, Olo mówił, by zrobić "normalną setkę", a Kasa doznał kontuzji uda. Plany się zmieniły - jedziemy przez Lipno i Dobrzyń do Sierpca na pociąg. Długość - ok. 120 km.

Wyjechałem z domu o 9.15 i kwadrans później byłem na Rubinkowie, gdzie czekał już Olo. Była mżawka, słońca nie było widać, ale generalnie nie było na co narzekać, bo nie dość, że mżawka ustąpiła to pierwsze kilometry pokonaliśmy dość sprawnie na pierwszy postój zatrzymując się w Świętosławiu.

postój w Świętosławiu © polsson


Kolejny przystanek na trasie to Lipno, gdzie odwiedziliśmy stację benzynową posilając się hot-dogiem i kawą. Dzięki mapnikowi na kierownicy Olka nie było problemów z nawigacją i szybko dotarliśmy do Dobrzynia n/Wisłą.

Olkowy mapnik © polsson


W Dobrzyniu przewidziany był mały popas na górze Zamkowej, z której rozpościera się świetny widok na Wisłę. W tym miejscu bardziej przypomina ona jezioro niż rzekę. Wszystko z powodu tamy we Włocławku.

czarno - czerwony duet na górze Zamkowej © polsson


rowery i jedzonko © polsson


Droga na pociąg do Sierpca minęła błyskawicznie. Przez cały odcinek trzymaliśmy wysokie tempo a zatrzymaliśmy się chyba tylko dwa razy. Jeden z postojów to Mochowo.

kościół w Mochowie © polsson


Do Sierpca wjechaliśmy godzinę przed odjazdem pociągu. Bez problemów trafiliśmy na dworzec, który z pewnością jest chlubą miasteczka.

dworzec w Sierpcu © polsson


Wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy, że najlepsze dopiero przed nami. Nie chcę mi się teraz wnikać w jaki sposób, ale błędnie sprawdziliśmy rozkład jazdy w sieci i okazało się, że w soboty pociąg z Sierpca do Torunia nie jeździ. Nie byliśmy tego pewni więc nie tracąc czasu, narzucając "turystyczne tempo" pomknęliśmy do Skępego, gdzie nasze obawy się potwierdziły. Nie pozostało nic innego jak pokonać niespodziewane 85 km na rowerze. Wjechaliśmy na DK nr 10 i z bólem ud, tyłka oraz Achillesa najprostszą drogą pognaliśmy do domów. Poza Skępem przypadła jeszcze tylko jedna dłuższa przerwa, która ponownie miała miejsce w Lipnie. Powrót do domu o 21.15, czyli całkowity czas to równe 12h.

Wycieczka jak najbardziej na plus. Nie mam nawet żalu do arrivy, że nie przyjechała i ma dziwne, nieczytelne rozkłady jazdy. Nie wspominając o braku możliwości dodzwonienia się na infolinię. Gdyby nie ból tyłka to końcowe kilometry byłyby bardzo przyjemne, bo krajową dziesiątką jedzie się rewelacyjnie. No i tempo - jestem zaskoczony na jak długich odcinkach śmigalismy 25 - 30 km/h.

nowe gminy:
- Wielgie
- Dobrzyń nad Wisłą
- Tłuchowo
- Mochowo
- Sierpc - obszar wiejski
- Sierpc - miasto
- Szczutowo

trasa:


ps. Odjęte dwa kilometry od sumy na liczniku. Wprowadzona nowa wartość 2060.
Kategoria > 200


  • DST 303.29km
  • Czas 13:25
  • VAVG 22.61km/h
  • VMAX 68.60km/h
  • Temperatura 25.0°C
  • Sprzęt Kross Hexagon v3 (2006)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Rekord!

Sobota, 21 sierpnia 2010 • dodano: 22.08.2010 | Komentarze 2

Niesamowicie zaniedbałem swojego bloga, ale takie wydarzenie jak to wczorajsze nie może nie mieć swojego opisu. Ponadto trzeba jeszcze uzupełnić wypad do Pragi no i już jakoś to wtedy będzie wyglądać.

300 km jednego dnia chciałem zrobić już w zeszłym roku, ale na 240 km przeszła taka nawałnica, że trzeba było się ewakuować do domu "wozem technicznym". Tym razem miało być inaczej.

Start ustaliliśmy na godzinę szóstą rano. Trzy kwadranse wcześniej zadzwonił budzik. Kiedy usłyszałem jego dźwięk nie do końca wiedziałem co jest grane. Niestety cztery godziny snu to nie jest to co tygryski lubią najbardziej. W każdym bądź razie jakoś zwlokłem się z łóżka i delikatnie spóźniony zameldowałem się na miejscu zbiórki.

Pierwsze kilometry upłynęły ekspresowo w idealnej temperaturze. Minęliśmy Osiek, Obrowo, Golub Dobrzyń, Bronicę, za którą 100 km stuknęło nam równo o godzinie jedenastej. Później było nieco trudniej, bo temperatura i święcące w twarz słońce dawały się we znaki. Do Grudziądza dojechaliśmy o ile dobrze kojarzę ok. 15.30 i tam też na 170 km zdecydowaliśmy się na dłuższy postój i obiad.

Kolejne kilometry to dojazd do Świecia mega-super-hiper fatalną drogą pod wiatr. Morale trochę spadło, ale za czas jakiś słońce było coraz to niżej i niżej i za Grucznem odżyłem. Sklep, rześkie powietrze, kilka stopni mniej, brak wiatru - do Fordonu, gdzie zatrzymaliśmy się na hot-doga, jechało się rewelacyjnie. Zresztą z Fordonu do Złej Wsi Wielkiej też nie było źle. To były okolice 250 - 260 km. Najgorsze dopiero przed nami. Już wcześniej bolał mnie tyłek, ale przez ostatnie dwie godziny jazdy niemal nie mogłem siedzieć na siodełku. Do tego zaczęło dochodzić drętwienie nadgarstków i drobne bóle ramion oraz przede wszystkim ogólne znużenie i zmęczenie. Ze Złej Wsi Wielkiej pojechaliśmy do Łubianki skąd bocznymi drogami do Ostaszewa i Łysomic, gdzie rozdzieliłem się z chłopakami. Olo i Kasa - dzięki! Oni wjeżdżali do Torunia przez Grębocin a ja pojechałem do Różankowa. Będąc już w Toruniu, na Wrzosach, chwilę po północy, stuknęły mi trzy stówy! Potem tylko prysznic, na chwilę do laptopa i... nic więcej nie pamiętam.

To co zrobiłem było chyba trudniejsze niż cały wyjazd do Pragi. Generalnie ostatnie kilometry to zero przyjemności z jazdy a pedałowanie odbywało się nie za pomocą nóg a siłą woli. Na pewno przyjemniejsze są wycieczki w okolice 200 km po fajnym terenie niż takie, w sumie na siłę, bicie rekordów. Niemniej jednak jestem przekonany, że za rok, po uprzedniej wymianie ogumienia w moim góralu, spróbuję dokręcić do 350 km.

Dziś czuję ogólne zmęczenie, czuję, oj czuję, odparzony tyłek oraz czuję nogi, nie są to typowe zakwasy a raczej coś w stylu ołowianych nóg.

Trasa, mocno mniej więcej, wyglądała tak. Mocno mniej więcej, bo na bieżąco była modyfikowana. Generalnie taki był plan, życie go zweryfikowało a mi się nie chce teraz robić nowej mapki.

Kategoria > 200


  • DST 241.23km
  • Teren 5.00km
  • Czas 11:42
  • VAVG 20.62km/h
  • VMAX 51.10km/h
  • Temperatura 25.0°C
  • Sprzęt Kross Hexagon v3 (2006)
  • Aktywność Jazda na rowerze

xxx

Środa, 22 lipca 2009 • dodano: 23.07.2009 | Komentarze 1

Niby rekord, ale...

reszta pozniej
Kategoria > 200


  • DST 230.74km
  • Czas 10:48
  • VAVG 21.36km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

Trasa: Toruń - Łubianka

Sobota, 2 sierpnia 2008 • dodano: 03.08.2008 | Komentarze 1

Trasa: Toruń - Łubianka - Unisław - Kokocko - Chełmno - Świecie - Jeżewo - Pelplin - Tczew - Gdańsk.

Wreszcie nareszcie udało się zrealizować zaplanowaną już bardzo dawno temu akcję pod nazwą "morze". Wyruszyliśmy z Kasą punktualnie o 7.00 ze stacji Orlenu na skrzyżowaniu Polnej i Chełmińskiej. Pierwsze kilometry to dobre tempo i drobny deszczyk. Po zjeździe z Unisławia na licznikach średnia przekracza 23,5 km/h. Mijamy Świecie i Chełmno. Pogoda cały czas wyśmienita. Całkowite zachmurzenie i ciepło. Następnie wjeżdżamy na skraj Borów Tucholskich i mało ruchliwą szosą jedziemy trochę kilometrów. Po wyjeździe z lasu wiatr daje o sobie znać. Niestety wieje nam w twarz i to dość ostro. Tempo trochę siada. Morale również. Byle dotelepać się do Pelplina, gdzie planowaliśmy postój na obiad. Po prawie godzinnej przerwie kierunek na Tczew. Po paru kilometrach wszystko byłoby ok gdyby nie bolący tyłek. Forma ok, wiatr ok, pogoda ok, zmęczenie ok, nogi ok. Tylko ten cholerny tyłek. Minęliśmy Tczew i z przygodami oraz trochę na przełaj wjechaliśmy do Gdańska. Przejazd przez pół miasta fantastycznymi w porównaniu do toruńskich ścieżkami rowerowymi na plażę w Brzeźnie skąd szybko coś zjeść i na pociąg powrotny do Torunia.

Wszystko się wczoraj ładnie udało. Pogoda to połowa sukcesu. Słońca prawie w ogóle nie było niemniej było odpowiednio ciepło. Szkoda tylko, że nie zabrałem legitymacji studenckiej przez co musiałem kupić normalny bilet, nie wziąłem ze sobą odpowiedniej ilości kasy a i karty zapomniałem. Dzięki kasie Kasy przeżyłem, ale i jemu pod koniec się ona znacznie skurczyła. Cóż, następnym razem będę o tym myślał. Przedziały rowerowe w pociągach to fajna sprawa. Przez poszczególne przedziały przejść nie można było a ja sobie kulturalnie i wygodnie kimałem przytulony do swojego rowerka. Budujące jest też to, że jest potencjał na więcej. Wczoraj czułem się bardzo dobrze. Tylko trzeba by w siodło zainwestować. Dziś też jest ok. Może jeszcze tego lata pokuszę się o 250 km.

Wypite:
6x bidon 0,7l wody mineralnej niegazowanej
2x 0,5l Powerade cytrynowy
0,5 l Tigera
0,7 l Coli

Zjedzone:
3 Knoppersy
3 truskawkowe batoniki Fitness
4 kanapki z serem
obiad - schabowy, ziemniaki, jakieś surówki
kolacja - jakiś zestaw z Mc

Zmiana województwa

Wjazd do Gdańska

Plaża



Pociąg

Licznik


Ale fajnie bić rekordy! ;-)))
Kategoria > 200